W znienawidzonym mundurze. Losy Polaków przymusowo wcielonych do wojska niemieckiego w okresie II wojny światowej
Dlaczego wcielano
Wcielenia 1940-1945
Wcielenia w liczbach
Czy wcielano do Waffen-SS?
Polacy obywatele III Rzeszy
W Polskich Siłach Zbrojnych
Pozostałe artykuły

Wspomnienia płk. dypl. Władysława Deca


Wreszcie w początkach maja [1944 r.] dywizja otrzymała uzupełnienie spośród Polaków wcielonych przez Hitlera do Wehrmachtu. W Afryce poddali się oni aliantom, zgłaszając z miejsca chęć do służby w Wojsku Polskim. Ale ich liczba wystarczyła zaledwie na pokrycie części niedoborów osobowych w batalionach. Ciągle brakowało ludzi do pierwszego uzupełnienia, z którego miały być formowane i dosyłane na front szwadrony i kompanie marszowe. To zagadnienie załatwiono, zresztą połowicznie, dopiero w końcu lipca, dosłownie pięć minut przed dwunastą, tj. tuż przed zaokrętowaniem oddziałów do Francji. (...)


Nieprzyjaciel siedział w Bredzie i bronił się. O wzięciu miasta przez zaskoczenie w nocy nie mogło być mowy. Dowódca brygady rozkazał natrzeć na Bredę w godzinach rannych 29 października. Do akcji weszły wszystkie trzy bataliony oraz 1 i 2 pułki pancerne. Podhalanie z 2 ppanc poszli przez południowe skraje Ginneken na Oranienboom-Princenhage; 9 baon miał oczyścić z nieprzyjaciela całe Ginneken; "Krwawe Koszule" [8 batalion strzelców] uderzyły na park Wilhelminy; l ppanc obszedł Bredę od północy i zaatakował stację kolejową; 10 psk i 24 p. uł. ubezpieczały. działania od wschodu. Umocnieni w betonowych bunkrach, porozmieszczani w oknach, na dachach i w piwnicach domów, Niemcy bronili się z uporem. Wywiązywały się walki o poszczególne domy, typowe walki uliczne i zza węgła. Często dochodziło do walki wręcz. Na bagnety i na noże. W brygadzie było dużo żołnierzy mówiących po niemiecku. Wykorzystali to. Wydawali po niemiecku komendy, które tumaniły Niemców. (...)

Wieczorem Breda była wolna. Ludność tańczyła z radości na ulicach. Rano we wszystkich oknach każdego domu były przyklejone drukowane nalepki z napisem: "Dziękujemy Wam, Polacy!".


Nieuzupełniona po stratach w Normandii do pełnego stanu i mocno wyszczerbiona w walkach brygada strzelców zaczęła w Bredzie "lizać swe rany".

Otrzymane uzupełnienie trzeba było przeszkolić i wychować. Byli to Polacy z obszarów włączonych do Reichu, przymusowo wcieleni do Wehrmachtu. Poddawszy się do niewoli Amerykanom, Anglikom, Francuzom lub nam, z miejsca zgłaszali chęć służby w oddziałach WP. Z uwagi na swe rodziny i ewentualne represje niemieckie, ochotnicy ci wstępowali do Wojska Polskiego pod przybranymi nazwiskami.

Czasu było pod dostatkiem, więc wykładaliśmy im historię i geografię Polski, co było jak najbardziej wskazane, gdyż brednie propagandy niemieckiej o "narodzie" Górali, Ślązaków czy Pomorzan trochę podziałały na niektóre słabsze głowy, wytwarzając w nich niemały mętlik. Jednocześnie na licznych kursach przeszkalano i dokształcano obserwatorów, gońców, celowniczych, działonowych, pisarzy, kierowców samochodowych, radiooperatorów.

Na ogół byli to chłopcy "cisi i spokojnego serca". Ale trafiali się i chuligani. Już jako dowódca brygady, wymyśliłem radykalny sposób na chuliganów i na dowódców, którzy chuligaństwo tolerowali.

Był to obostrzony raport karny. Polegał na tym, że w maleńkim gabineciku kazałem przed raportem mocno napalić. Sam, będąc w kurtce battle-dreseu, gorąca nie odczuwałem.

Delikwenta przedstawiali do raportu wszyscy jego dowódcy do bacy baonu włącznie. W ubiorze polowym, w płaszczach.

Zanim bacowie [oficerowie-dowódcy] w postawie na baczność kolejno wyrecytowali formułkę raportu, zarówno z delikwenta, jak i z nich lał się pot strumieniem. Winowajca był "zmiękczony", jego zaś przełożeni w duchu przysięgali sobie roztoczyć lepszą opiekę nad swymi wychowankami.

Ale raz trafiłem na osobników wyjątkowo opornych. Z "Krwawych Koszul". Ani "łaźnia", ani ostre uwagi wiele nie pomogły. Już miałem wlepić im tyle dni paki, ile mi pozwalały moje uprawnienia, gdy przypomniałem sobie, że jako sprawiedliwy sędzia powinienem dać winowajcom tzw. ostatnie słowo.
- Co macie na swoją obronę? - zapytałem jeszcze nie dość skruszonych delikwentów.
- Steny, panie pułkowniku - brzmiał zgodny duet.
- To na froncie, ale mnie chodzi o to, co macie na swą obronę w związku z waszą awanturą nocną.
- Więcej tego nie zrobimy - odparł duet "Krwawych Koszul".

A że to byli morowi chłopcy, więc dałem im... urlopy. Chuligańskich raportów w brygadzie potem już nie było. (...)



- Dowódca prosi panów na kieliszek rumu - zapowiedział ppor. Jurgielewicz, pełniący obowiązki oficera kasynowego brygady.
- Składam wam najlepsze życzenia. Oby to była nasza ostatnia Wigilia wojenna [w 1944 r.]. Oby się spełniły wszystkie nasze plany i zamierzenia. Niech żyje Polska! - tymi słowami żegnał nas po godzinie płk Skibiński.

Wyszedłem na ulicę. Z okolicznych wiosek-kwater brygady echo niosło melodie chóralnie śpiewanych kolęd. Na myśl przyszedł dom, rodzina, bliscy.

I Polska. I zrujnowana, wymarła Warszawa. Rozkleiłem się.

Wraz z Jurgielem poszliśmy nad Mozę. Z północnego jej brzegu, poprzez całą szerokość rzeki, płynęły do nas słowa kolęd śpiewanych przez Polaków w mundurach niemieckich.

Ogarnął mnie smutek. (...)


Władysław Dec


Źródło:

  • Dec W., Narwik i Falaise, Warszawa 1981
Biogramy wcielonych
Relacje i wspomnienia
Album fotografii
Archiwa - gdzie szukać?
Literatura tematu
Polecane linki
Podziękowania
Strona główna
Ostatnio dodane
Księga gości



W znienawidzonym mundurze. Losy Polaków przymusowo wcielonych do wojska niemieckiego w okresie II wojny światowej