|
Wspomnienia kpt. pil. Mieczysława Galickiego
Będąc w Polanicy-Zdroju w 1981 r. na kuracji, wyszedłem z zabiegu leczniczego i zauważyłem, jak jakiś mężczyzna chcąc dopomóc starszemu gościowi w przytrzymaniu płaszcza, zwrócił się do niego słowami "ja pana przytrzymie". Ów pan podziękował mu, zdjął płaszcz i oddał szatniarce. Następnie Ślązak zwrócił się do mnie. - Pan mieszka w "Slązaczce"? - Tak, powiadam, i poszliśmy razem do naszego domu wczasowego. Po drodze zapytałem się go, czy pochodzi z Bielska-Białej? - Nie, ale jestem ze Śląska - odpowiedział. - Ale powiedzenie "przytrzymie" jest dialektem charakterystycznym dla Ślązaków. Miałem kolegę pilota w Anglii pochodzącego z Bielska-Białej, który też tak mówił.
- To pan na "szpicfajerach" latał, oj te "szpicfajery" dały nam "popolić", gdy ja walczyłem pod Ankoną.
- Ja też walczyłem pod Ankoną, byłem w Dywizjonie Myśliwsko-Rozpoznawczym.
- Oj te "szpicfajery", pieruny z czerwonymi nosami, latały tak nisko i dały się nam we znaki, strzelając do nas. - Byłem zaskoczony tym i powiadam: Jak to, nikt nigdy nie zgłaszał pretensji ani też nie wyciągał konsekwencji w stosunku do nas, żeśmy strzelali do swego wojska. - Tak, panie - powiada - ale ja byłem w wojsku niemieckim i wojowałem po przeciwnej stronie, bo ten Hitler pierun, brał nas Ślązaków do wojska, a gdy ktoś się wzbraniał lub zdezerterował, to on kazał wystrzelać całą rodzinę - to co miałem robić.
A potem kontynuował dalej. - Ale jak taki "szpicfajer" zaczną rąbać i trafił, to rynka albo noga odlecioła, tak grube "hilzy" lecioły. Przed tymi kulami ja zdonżył uciec do kukurydzy i dzięki Bogu mnie nie trafiło. "Szpicfajer" leciał nade mną i spadła mi ciepła "hilza" na kark. O pierunie, myślę, czym ten pierun tak wali, bo mnie sparzyło szyję. Jak przeleciał, dopierom zajrzał, co to jest, a to była "hilza z borwaty" - poparzyła mnie szyję. O niech pan pomaca tutaj, mam bliznę - taka gruba jak ten mój palec, kciuk. Taka jak hukła w ramię, to rynka odpadała.
Niemcy zabraniali nam strzelać do samolotów, żeby nas nie wykryto, a same pieruny pod flagą Czerwonego Krzyża przewozili amunicję i jak "szpicfajery" to "wykryli", później bili, czym popadło w Czerwony Krzyż.
Wyciąga swoją książeczkę wojskową i pokazuje. Przebieg służby wojskowej:
30.3.1944 powołany do armii niemieckiej w piechocie
28.4.1945 niewola amerykańska
29.5.1945 przydz. do W.P. II Korp. we Włoszech
27.4.1947 zdemobil. z W.P. i powrót do kraju
Przeniesiony do rezerwy 8 IV 1949 (...)
Mieczysław Galicki
Źródło:
- Galicki M., 318 Dywizjon Myśliwsko-Rozpoznawczy Gdański, Warszawa 1996
|
|