Wspomnienia Flg. Antoniego Elsnera
Moja sytuacja sprzyja wspominaniu wydarzeń niedawnych. Pierwsze z brzegu: przewóz jeńców z frontu na Lazurowe Wybrzeże. Za kierownicami przeważnie siedzą Murzyni.
Na czterystukilometrowej trasie reakcje Francuzów można podzielić na trzy strefy (postawy): współczującą, emocjonalną i obojętną. Pierwsza postawa dominowała w strefie frontowej, druga w przyfrontowej, trzecia daleko za frontem na Lazurowym Wybrzeżu.
W strefie drugiej, przyfrontowej, przejazd kolumny ciężarówek z jeńcami był okazją do wyładowania przez lata okupacji nagromadzonej nienawiści do "les boches" (świń).
W uprzywilejowanej sytuacji byli jeńcy na ciężarówkach z czoła kolumny - zanim mieszkańcy sięgnęli po odpowiednie przedmioty, by nimi rzucić z okien i z balkonów w sprasowanych jeńców na platformach, czołówka kolumny już wyjeżdżała z miasteczka. Ofiarami byli pasażerowie od środka do końca kolumny...
Mam przed oczyma wąskie ulice miasteczek południowej Francji, balkony i balkoniki z tłustymi Francuzicami z nocnikami i kubłami na śmieci...
Zostałem poczęstowany w kilku miasteczkach produktami warzywnika oraz nieczystościami, a z przedmiotów blaszanych starym termosem do kawy. W miasteczku Grignan akurat na mnie spadła zawartość kubła z pomyjami i bógwico co jeszcze...
Rzucona z balkonu dusza od żelazka trafiła jeńca w głowę. Zabiła go na miejscu. Ponieważ konwojenci siedzący na dachach szoferek też obrywali, komendant konwoju zezwolił na płoszenie mieszkańców ogniem z tomiganów (pistoletów maszynowych) w powietrze.
Trzecia postawa Francuzów pojawiła się daleko za frontem. Na przykład, począwszy od Aix-en-Provence, byliśmy dla nich tylko kolejną kolumną z jeńcami i niczym więcej. Przechodnie uliczni nie przystawali na nasz widok. Skąd ten brak zainteresowania? Domyślam się, że przyczyną jest czas: dla nich okupacja skończyła się trzy tygodnie temu.
Wracam w myślach do konwoju. Chodzi o gaszenie pragnienia oraz inne potrzeby ciała. Komendant, który podobno był Żydem z pochodzenia, zezwolił na dwudziestominutowe przerwy po przejechaniu osiemdziesięciu kilometrów. Przekroczył normę o trzydzieści...
Żołnierza nieboszczyka, który na wojnie zginął od uderzenia duszą żelazka, pochowano przy drodze niedaleko miasteczka Sennes.
Od kwadransa nad Saint Raphael szaleje burza. Połowę z czterdziestu balonów zaporowych podpalają ogniste gromy Pana Boga. Oglądamy niesamowite widowisko.
Mocno zrzedły nam miny po burzy. Po ulewie piasek jest mokry i zimny. O godzinie dziesiątej wieczorem nie ma słońca, które by go szybko osuszył.
Jak się położysz do snu na nagrzanym za dnia piasku plaży - obudzisz się tylko trochę obolały. Lecz spędzenie nocy w pozycji poziomej na zimnym i wilgotnym piasku - masz zapalenie płuc jak w banku...
To tu, to tam rozjaśniają mrok pierwsze ogniska. Wszystkie należą do jeńców zakwaterowanych w winnicy. Wartownicy są przeciwni wyrywaniu krzewów winorośli. Bardziej ludzcy z nich podchodzą handlowo do naszego problemu. Zaczynają od pytania:
- Macie franki?
- Mamy.
- Po burzy noce są bardzo chłodne...
- Niestety...
- Ale nie wiecie, że te krzaki możemy wam sprzedać na opał?
- Wy???
Naszym skrupulantom mamy ochotę skopać tyłki...
Sprzedali nam swe budki wartownicze na opał po 50 franków za deskę. Udział podoficerów w transakcjach handlowych był dla nas szokiem.
Antoni Elsner
Źródło:
- relacja pisemna (dzięki uprzejmości Pana Antoniego Elsnera)
|